Jadac przez przedmiescia Singapuru, ma sie wyraznie, ze jest to metropolia polozona blisko rownika. Apartamentowce wyrastaja wysoko w gore w gaszczu tropikalnych drzew. Centrum miasta zdominowane jest przez wiezowce, ale od czasu do czasu mozna trafic na waskie uliczki, przy ktorych stoja stare domy z kolorowymi okiennicami oraz swiatynie roznych wyznan. Najbardziej urokliwa dzielnica Singapuru to Chinatown. To zabawne, ze w miescie, w ktorym 70% mieszkancow stanowia Chinczycy jest w ogole Chinatown...
Samo miasto nie robi moze oszalamiajacego wrazenia (nie jestesmy pewni czy cos przebije kosmiczna Astane...). Natomiast, to co nas zachwycilo, to tutejsze muzea. W szczegolnosci otwarte w 2003 Muzeum Cywilizacji Azjatyckich, w ktorym spedzilismy pierwsza polowe dnia oraz Muzeum Narodowe Singapuru, w ktorym spedzilismy druga polowe. Oba sa super nowoczesne i w bardzo atrakcyjnej formie przekazuja cala mase informacji dotyczacych zycia w Singapurze oraz na calym kontynencie.
Dowiedzielismy sie m.in., ze:
1) zalozyciel (a raczej kolonizator) dzisiejszego Singapuru Sir Thomas Raffles trzymal w domu roznego rodzaju dzikie zwierzeta. Obiady jadal w towarzystwie niedzwiadka, raczyli sie mango i szampanem. Ponadto stworzyl podwaliny Londynskiego Zoo.
2) W XIX wieku w Singapurze, w poczatkowym okresie rozwoju miasta, stosunek kobiet do mezczyzn wynosil 1:10. Do miasta przybywali glownie migranci zarobkowi z Chin. W tym czasie niezwykle popularne staly sie obwozne stoiska z jedzeniem, ktore zaczely znikac z ulic w latach 50 i 60 XX w., kiedy to proporcje miedzy kobiety i mezczyznami sie wyrownaly i kobiety zaczely przygotowywac posilki w domach. Wielka szkoda...
3) W latach 70 wladze Singapuru ostro walczyly z komunami hipisowskimi. Wprowadzono przepis, zgodnie z ktorym mezczyzni z dlugimi wlosami mieli byc obslugiwani jako ostatni.