Po powrocie z Siberutu, ktory byl ostatnim z punktow, jakie chcielismy "zaliczyc" na Sumatrze stanelismy przed powaznym dylematem: jak dojechac na Jawe? Do wyboru mielismy albo ponad 30 godzin w autobusie (byc moze z palaczami) po znanej nam juz doskonale Trans-Sumatran Highway albo samolotem, ktore sa stosunkowo drogie w sezonie. Przez chwile pojawila sie opcja poplyniecia statkiem, co mialo byc szybsze (!), tansze i wygodniejsze niz autobus, ale ostatecznie okazalo sie, ze statku nie ma. W zwiazku z tym, po kilku dniach namyslu i sprawdzania roznych ofert zdecydowalismy sie na samolot do Dzakarty, ktory ostatecznie wypadl tylko 2 razy drozej niz autobus. No a zamiast trzydziestu kilku godzin pokonuje te trase w poltorej.
Samolot lokalnych linii Batavia Air odlecial z lotniska w Padang z dwu i polgodzinnym opoznieniem. Jak dotad na Sumatrze nie zdarzylo nam sie jechac jakimkolwiek srodkiem transportu, ktory odjechalby/ odplynalby o czasie... Na lotnisku zaden samolot tego dnia nie odlecial zgodnie z rozkladem (az chcialoby sie zacytowac: "najgorsze sa takie dni, gdy wszystkie loty sa o czasie i wtedy nic sie nie zgadza").
Pomimo opoznienia, w Dzakarcie udalo nam sie jeszcze kupic bilety na nocny pociag do Yogyakarty (chociaz zostaly juz tylko najdrozsze bilety) i zjesc kolacje. Chociaz posilek to nam sie akurat nie udal. Jako ze po 5 tygodniach na "dzikiej" Sumatrze, gdzie kuchnia nie nalezy do najbardziej urozmaiconych oraz po 5 miesiacach w Azji mielismy juz dosyc jedzenia ryzu i chili (ktore w Indonezji, dodaja w ogromnych ilosciach do wszystkiego) na dworcu w "stolycy" zamowilismy pizze i spaghetti. Byla to nasza trzecia pizza w Indonezji (i Azji) i z czystym sumieniem mozemy przyznac, ze udalo nam sie w tym kraju zjesc zarowno najgorsza jak i najmniejsza (rozmiar "personal") pizze w zyciu. A wszystko to za niemale pieniadze (11zl), czyli jakby policzyc stosunek ceny do ilosci, to drozej niz w Polsce... Ale niestety tesknota za "europejskimi" smakami coraz bardziej daje nam sie we znaki.