No i znowu zladowalismy w Bangkoku. Pamietajac nasze przygody z wiza poprzednim razem zaopatrzylismy sie przed wylotem do Birmy w bilety autobusowe do Vientian, stolicy Laosu. Celnik nie byl jednak przekonany. Marudzil, ze to zaden bilet, ze musi byc na samolot, i najlepiej nie do Wietnamu (sprawial wrazenie, jakby nie znal w ogole Veintian, przypomina mi to: nie ma takiego miasta jak Londyn, jest Ladek...) tylko do Polski itd... Na szczescie dal sie w koncu przekonac i laskawie wbil nam wizy. Wyjatkowo nie lubimy tajskich sluzb granicznych. Zawsze sprawiaja, ze wjezdzajac do Tajlandii czujemy sie niemile widziani.
Bangkok natomiast lubimy, zwlaszcza za jedzenie, ktorego jest duzo i jest tanie. Tym razem zostalismy tylko na jedna noc, odebralismy czesc bagazu, ktory zostal w depozycie na czas podrozy po Birmie, zaktualizowalismy bloga i ruszylismy dalej. Po calej nocy w autobusie dzisiaj rano dotarlismy do Laosu.