Do Laosu wybralismy sie wykupionym wczesniej autobusem typu VIP do Vientian. Tajskie VIPy w porownaniu z autobusami birmanskimi to zupelnie inny swiat: duze, wygodne, szerokie, rozkladane fotele, miejsce na nogi, a nawet w telewizji puscili nam film po angielsku, a nie mega glosne miejscowe przeboje muzyki pop. Ku naszemu lekkiem zaskoczeniu po tym jak autobus wyrzucil nas na granicy, po drugiej stronie odebral nas zgodnie z umowa podstawiony minibus i zabral do Vientian. Pisze "ku naszemu zaskoczeniu" poniewaz w Azji pld-wsch rzadko kiedy biura podrozy sprzedajace tego typu bilety laczone dotrzymuja wszystkich ustalen. Zawsze albo jest duze opoznienie, albo nie ma naszego obiecanego transportu i trzeba jakis znalezc, albo nie zgadza sie standard itd... Tym razem w zasadzie wszystko odbylo sie tak jak nam obiecano. Wiem, ze to samo w sobie nie powinno byc powodem do radosci, ale coz w Azji zmienil sie nam punkt widzenia...
W zasadzie nie wiemy co napisac o samym Laosie, ktory potraktowalismy praktycznie tranzytowa planujac, ze zatrzymamy sie w tylko dwoch miastach. Pierwszmy z nich bylo Vientian - zaledie 200-tysieczna stolica. Jak na Azje, miasto niezwykle czyste, przyjemne i eleganckie. Nie spodziewalismy sie tego po jednym z najbiedniejszych panst regionu. Uroku Vientian dodaje jeszcze polozenie - miasto lezy nad Mekongiem, choc akurat w trakcie naszego pobytu na nabrzezu prowadzono zakrojone na szeroka skale prace budowlane. Pewnie w zwiazku z tym w przyszlosci bedzie jeszcze ladniej. Kolejna rzecza, ktora rzucila sie nam w oczy, a ktora odroznia Laos od panstw sasiednich sa ceny. Niestety, praktycznie wszystko jest drozsze. Noclegi i autobusy moze minimalnie, natomiast jedzenie srednio dwukrotnie. Bardzo malo tanich restauracji, ktorych na przyklad pelno jest w wielkim i bogatym Bangkoku.
W Vientian spedzilismy tylko jedna noc po czym wsiedlismy w kolejny nocny autobus do Luang Prabang.