W sobotę z samego rana udaliśmy się na dworzec, żeby zapakować się do pociągu do Symferopola na Krym. Kupiliśmy bilety na "plackartę" czyli takie leżanki bez przedziałów (tańsza opcja niż leżanki w przedziałach). W pociągu w "naszym boksie" trafiły nam się dwie panie z Sewastopola - pani Nina i pani Ałła. Obie były nauczycielkami i faktycznie dosyć szybko odezwał się w nich instynkt pedagogiczny (zwłaszcza w pani Ninie), gdyż nie omieszkały poinformować nas, że za "wyzwolenie" Polski zginęło milion radzieckich żołnierzy, że Kraków uratowano tylko dzięki temu, że dzielny radziecki wywiad unieszkodliwił niemieckie instalacje mające na celu wysadzenie miasta, że w Sewastopolu jest łódź podwodna "Warszawianka" nazwana tak na cześć Układu Warszawskiego i dziwiły się, że o tych faktach się u nas w szkołach nie uczy.
U nas oczywiście funkcjonuje inna wersja wydarzeń:
http://www.rmf24.pl/fakty/swiat/news-rosjanie-pisza-na-nowo-historie-wyzwolenia-krakowa,nId,155516
Niemniej jednak panie były dla nas bardzo miłe i poradziły nam, żebyśmy nie jechali aż do Symferopola, tylko wysiedli w Dzhankoi, bo stamtąd szybciej dojedziemy do Kerczu i Port Krym, gdzie chcieliśmy złapać prom do Rosji. Tym sposobem udało nam się złapać prom o 16.30, a nastpępny był dopiero po 21... Tak więc jesteśmy paniom bardzo wdzięczni i niech żyje przyjaźń polsko-radziecka!;)