Z Lanzhou pojechalismy do malego miasteczka - Xiahe, poloznego malowniczo na 3 000 m n.p.m., u podnoza Wyzyny Tybetanskiej. Jak pisza w przewodniku Lonely Planet - turysci docieraja tu nieprzerwanym strumieniem.
Z pewnoscia jest tak w przypadku Tybetanczykow, dla ktorych Xiahe jest najwazniejszym osrodkiem religijnym po Lhasie. Jesli zas chodzi o turystow zza granicy, to spotkalismy zaledwie kilku backpackersow, a w hostelu, w ktorym sie zatrzymalismy, bylismy jedynymi goscmi. Swoja droga, hostel byl swietny, polozony niedaleko zespolu swiatyn, prowadzony przez sympatycznych, mlodych mnichow.
Xiahe jest zamieszkale w 50% przez Tybetanczykow, 40% Chinczykow Han i w 10% Chinczykow Hui (chinskich muzulmanow). Zyjacy tu Tybetanczycy czuja sie silnie zwiazani z mieszkancami Tybetu. Jak dowiedzielismy sie w rozmowie z mnichem, od marca 2008, w zwiazku z krwawymi zamieszkami, ktore wybuchly w rocznice upamietniajaca powstanie antychinskie 1959 roku, Xiahe przez kilka miesiecy bylo odciete od swiata.
Kompleks swiatynny, wraz z gorujacym nad nim klasztorem Labrang, jest ogromny. Obejrzenie go zajmuje kilka godzin. Do najwazniejszych swiatyn wstep jest platny (10/15 yuanow). Nam udalo sie wejsc za darmo, gdyz bylismy poza sezonem.
Gdy zbliza sie czas modlitwy, z uliczek otaczajacych swiatynie zaczynaja schodzic sie mnisi ubrani w odswietne stroje. Zbieraja sie na schodach swiatyni, a po wybrzmieniu gongu zdejmuja buty i na boso wchodza na modlitwe.
Zreszta zobaczcie to sami na zdjeciach:)