Sapa to dosc specyficzne miejsce, troche w klimacie gorskiego kurortu. Jak juz pisalismy, przyjezdza tu mnostwo turystow. Kazdy turysta, jak tylko wysiadzie z minibusa, zostaje otoczony przez grupe kobiet H'Mong (jedna z licznych grup etnicznych zamieszkujacych polnocny Wietnam), ktore witaja sie, zasypuja gradem pytan, nastepnie towarzysza do hotelu, potem do restauracji, krotko mowiac - nie odstepuja na krok. Dosc trudno uniknac tej "eskorty", a panie naturalnie probuja przy okazji sprzedac roznego rodzaju wyroby: tkaniny, bizuterie, torebki, czapeczki itd.
Aby uniknac natarczywywch sprzedawcow i panow proponujacych przejazdzki na skuterze, drugiego dnia wybralismy sie na spacer do wioski polozonej 3 km od Sapa. Wycieczka okazala sie niestety niewypalem. Wioska przypominala zle utrzymany i opustoszaly skansen. Przy wejsciu na teren wioski trzeba bylo kupic bilet, a jedynymi jej mieszkancami byly umorusane dzieci i miejscowe kobiety, ktore siedzialy w licznych stoiskach z pamiatkami.
Po powrocie do Sapa, lekko zniecheceni zjedlismy obiad w jednej z dziesiatek restauracji i wsiedlismy w autobus do Lao Cai, skad mielismy juz wykupiony pociag do Hanoi.