Jazda przez Sumatre to spora przygoda. Co podroz, to zaliczamy jakies wpadki. W drodze do Berastagi zapomnielismy uprzedzic naszego kierowce i jego pomocnika - naganiacza, gdzie chcemy wysiasc. Przyzwyczailismy sie, ze w takich krajach jak Kambodza, Tajlandia czy Malezja kazdy z przewoznikow widzac zachodnich turystow z plecakami z miejsca wie, do ktorej z atrakcji turystycznych jada. Przyjelismy wiec za pewnik, ze nasz kierowca domysli sie, ze chcemy wysiasc w Berstagi, po to zeby wejsc na jeden z wulkanow otaczajaych miasto - najwieksza atrakcje w tej okolicy. Pomylilismy sie. Kierowca nawet nie oznajmil nam, ze przejezdzamy przez Berstagi. Wysadzil nas 12 km dalej, w niewielkim miasteczku, gdzie konczyl kurs. Coz bylo robic, wsiedlismy w kolejnego busa i zawrocilismy do Berastagi.
Na wulkan weszlismy nastepnego dnia. Wstalismy dosc pozno (o 8:30), zjedlismy niespiesznie sniadanie,stwierdzilismy, ze pogoda jest dobra (poprzedniego dnia mocno padalo) i ze w sumie mozemy sprobowac zdobyc szczyt (polozony na wysokosci 2094 m n.p.m.). Zanim wyruszylismy, zamienilismy pare slow z para Niemcow, ktorzy powiedzieli nam, ze planuja wejsc na wulkan nastepnego dnia i wystartuja o 5 lub 6 rano. Troche nas to zastanowilo, ale postanowilismy sie nie zrazac i ruszylismy. Byla 10.00. Idac droga przez miasto z pewnym niepokojem patrzylam na widoczny w oddali szczyt. Na szlak weszlismy przed 11:00. Pierwsze poltorej godziny mozolnie pielismy sie na szczyt asfaltowa szeroka droga, ktora wila sie serpentynami przez las. Potem sciezka zrobila sie wezsza i po kilkudziesieciu minutach wyszlismy na rownine, skad roztaczal sie widok na Berastagi, pobliskie wzgorza oraz drugi wulkan. Jeszcze pol godziny i bylismy przy kraterze. Pogoda byla piekna, troche chmur, lekki wiatr. W drodze powrotnej wybralismy inna trase, bardziej stroma, dosc zaniedbana, prowadzaca w wiekszosci przez gesty las. Po 2 godzinach wyszlismy na asfaltowa droge prowadzaca do wioski. Chcielismy stad zlapac minibus do Berastagi, ale miejscowy kierowca oferowal zbyt wysoka cene. W koncu udalo nam sie zabrac na stopa z dwoma miejscowymi robotnikami, pracujacymi w firmie geometrycznej, ktora zajmuje sie wykorzystaniem energii pochodzacej z goracych, wulkanicznych zrodel. Dowiedzielismy sie od nich, ze Indonezja ma najwieksze na swiecie zrodla energii geotermicznej.
Wieczory w Berastagi uplywaly nam na ogladaniu meczow mistrzostw swiata w lokalnym barze. Pewnego wieczoru zagadnal nas miejscowy polityk, ktorego widzielismy wczesniej na plakatach wyborczych i zapytal czy moze zrobic sobie z nami zdjecie. Zdjecie to ukazalo sie potem w lokalnej gazecie, ktora podarowal nam pracujacy w niej dziennikarz. Niestety, nie za bardzo wiemy o czym jest tekst dolaczony do zdjecia...