Geoblog.pl    navostok    Podróże    Dookoła Azji/Around Asia    Byc celebryta w Indonezji
Zwiń mapę
2010
19
lip

Byc celebryta w Indonezji

 
Indonezja
Indonezja, Surabaya
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 17749 km
 
Do Surabayi udalismy sie troche z przymusu w celu zalatwienia wizy chinskiej. Nie chcielismy tego robic w Jakarcie, ktora ma opinie bardzo nieprzyjemnego miasta. Poza tym jest ogromnym molochem, a takie miasta zawsze mecza. Wprawdzie Surabaya tez nie cieszy sie opinia miasta przyjemnego, ale za to jest przynajmniej rozmiaru Warszawy, czyli kilkakrotnie mniejsza od Jakarty.

W miescie nie ma zbyt duzo atrakcji turystycznych, wiec wiekszosc wymienionych w naszym przewodniku udalo nam sie zobaczyc juz w dniu przyjazdu. Glownym magnesem przyciagajacym do Surabayi raczej pielgrzymow niz turystow jest meczet Ampel, obok ktorego znajduje sie grob jednego z misjonarzy, ktorzy przyniesli islam na Jawe. Jest to niezwykle wazne miejsce dla Indonezyjczykow i w trakcie naszej wizyty wokol meczetu spacerowaly tlumy pielgrzymow.

Udalo nam sie rowniez zobaczyc piekna swiatynie chinska, ale w srodku bylo bardzo ciemno wiec nie udalo nam sie zrobic zdjec (poza spiacym chlopcem u wejscia do swiatyni). Swiatynia znajduje sie w Chinatown, ktore niestety rozczarowuje. Jest brzydkie, brudne i nieprzyjemne. W Malezji przywyklismy (no moze poza Kuala Lumpur), ze dzielnice chinskie sa stare, piekne i tetnia zyciem. W Surabayi jest dokladnie odwrotnie.

Poczatkowo planowalismy zlozyc podanie o wize i czekajac na jej wyrobienie pojechac na wulkan Bromo, ale niestety w Surabayi zatrzymaly nas na dluzej problemy zoladkowe... Nie pierwszy raz w Indonezji niestety. Musimy przyznac, ze miejscowe jedzenie nam w Indonezji ani nie sluzylo, ani nie smakowalo. Tradycyjna kuchnia jest bardzo ostra, bardziej niz w innych krajach regionu. Niestety pomimo kilku miesiecy prob nadal nie mozemy sie przystosowac do spozywania takiej ilosci papryczek chili (chociaz nie rozchorowalismy sie przez chili). Zwlaszcza na Sumatrze kuchnia jest bardzo pikantna, a i ze wzgledu na mala liczbe turystow trudno o jedzenie europejskie. Najgorsze jest to, ze tak jak przypuszczamy, dla prawdziwego indonezyjskiego (sumatrzanskiego?) kucharza to straszny niehonor podac danie nieostre. Dlatego czesto nasze prosby, zeby nie dodawac chili byly (przynajmniej czesciowo) ignorowane. Mysle, ze miejscowi nie byli w stanie tego zrozumiec w ogole. To chyba tak jakby w Europie zamawiajac frytki powiedziec: tylko nie za duzo tych ziemniakow (lekko przesadzam, ale cos w ten desen). No Indonezja byla pod tym wzgledem ciezka. Ale pomijajac juz sposob przyprawiania, to standardy sanitarne chyba tez sa kiepskie, poniewaz mielismy duzo wiecej problemow zoladkowych w Indonezji, niz we wszystkich pozostalych krajach razem wzietych.

Jedynym plusem, tego, ze musielismy spedzic 4 dni w nieprzyjemnej okolicy niefajnego miasta byl czysty, niezly pokoj z telewizorem (choc troche drogi). Wprawdzie w tv sa tylko indonezyjskie kanaly, ale dalo nam to mozliwosc poznania kraju z innej, niecodziennej perspektywy. Okazalo sie bowiem, ze ichnia tv jest chyba jeszcze gorsza od naszej i zajmuje sie przez caly dzien sledzeniem miejscowych gwiazd. Oto niektore tytuly programow: "Investigasi selebriti", "Halo selebriti", "I-gossip", "Take celebrity out" (tytuly sa czesto po angielsku). Naszym ulubionym byl ten pierwszy, ktory w podtytule mial: obsesi, intrik, konspirasi... W jednym z odcinkow bohaterem programu byl niejaki Raul Lemos i z tego co zrozumielismy kwestia zmiany przez niego zony/partnerki. Gosc ma osilkowaty wyglad i chyba problemy z wyslawianiem sie (mowil bardzo malo i powoli, ewidentnie sprawia mu to trudnosc). Ania stwierdzila, ze robi wrazenie osoby niezbyt inteligentnej. Moze i tak, ale mi sie wydaje ze tak na prawde to on ma dusze romantyka. Nie wiemy kim jest Raul naprawde, ale wyglada tak:
http://www.indowebster.web.id/showthread.php?t=85066&page=1

Co znaczy byc celebryta w Indonezji przekonalem sie na wlasnej skorze. W Surabayi, jak w zadnym innym miescie, dali mi sie we znaki ludzie. Doslownie dziesiatki, setki rikszarzy (i nie tylko) ktorzy mnie ciagle zaczepiali (Anie nigdy). Czulem sie jak gwiazda - wychodzac z hotelu ubieralem okulary przyciemniajace i szybkim, zdecydowanym krokiem przemierzalem ulice nie patrzac na boki, zeby jeszcze bardziej nie zachecac ludzi do kontaktu. Krotki spacer po zakupy potrafil byc bardzo meczacy.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (8)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
kasia-waw
kasia-waw - 2010-08-05 10:18
nareszczie moge ucieszyc wzrok nowymi wiesciami, trzymacie mnie przy zyciu w biurowej rzeczywistosci:-) rzeczywiscie niezly ubaw z tymi celebrytami, nie dziwie sie ze na tle tego jednego wszyscy cie zaczepiaja
 
drzazga
drzazga - 2010-08-07 19:51
Tomek, w ukrywaniu sie przed ciekawskimi na pewno nie pomaga Ci ze jestes o pol czlowieka wyzszy niz miejscowi....dzielnie nos brzemie slawy!
piekne zdjicie ze spiacym chlopcem!
 
 
navostok

Kostrzewa
zwiedzili 8% świata (16 państw)
Zasoby: 114 wpisów114 492 komentarze492 1343 zdjęcia1343 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
26.01.2010 - 21.10.2010