Bangkok - takiego zageszczenia turystow na metr kwadratotwy jeszcze w tej podrozy nie widzielismy. Gdzie nie spojrzysz, wszedzie tlumy ludzi. Z plecakami, w spranych t-shirtach i wytartych spodniach. Malo brakowalo, a sluzby celne uniemozliwilyby nam wjazd do tej
turystycznej mekki. Gdy w kwietniu wjezdzalismy do Tajlandii po raz pierwszy musielismy zaplacic za wize 35 dolarow. W maju zmienily sie przepisy. Od maja 2010 do marca 2011 Polacy i kilka innych narodowosci sa zwolnieni z oplat wizowych. Bylismy przekonani, ze przekroczenie granicy bedzie jedynie formalnoscia. Na lotnisku w Bangkoku dowiedzielismy sie, ze oprocz standardowego wniosku i zdjecia konieczne jest rowniez przedstawienie biletu, potwierdzajacego, ze opuscimy Tajlandie w przeciagu 15 dni (na taki okres wydawana jest wiza). Na nic sie zdaly nasze zapewnienia, ze za pare dni lecimy do Birmy (w paszporcie mielismy juz wize do Myanmar). Celnik pozostal nieugiety: "Jak nie macie biletu, to sobie go kupcie". Na szczescie, lotnisko w Bangkoku jest super nowoczesne, wiec bez wiekszego trudu znalezlismy kafejke internetowa i wydrukowalismy nasz bilet. W przeciwnym wypadku,musielibysmy taki bilet wykupic po bardzo zawyzonej cenie.
Zmeczeni lotem i przeprawa z celnikami, udalismy sie poszukiwania autobusu, ktory mial nas zawiesc do centrum. Dojazd w okolice Khao San- ulicy, gdzie znajduje sie najwiecej tanich hosteli, barow i restauracji, zajal nam dwie godziny (autobus co chwile grzasl w korkach, mimo, ze jechalismy po kilkupasmowej autostradzie). Szybko znalezlismy przyjemny hotel i poszlismy jesc!
Hmm, jedzenie w Bangkoku to poezja! Wieczorami na ulicach wyrastaja male, przenosne bary. Z wielkich, zelaznych wokow bucha para, a przy ciasno rostawionych stoiskach, na plastikowych krzeselkach, tlocza sie ludzie. Najbardziej popularne potrawy to smazony na ostro makaron z warzywami i roznego rodzaju miesem (pat thai), grillowane owoce morza oraz szaszlyki, tez najczesciej z miesem (satay).
Pierwszy dzien w Bangkoku minal nam na spacerze po ambasadach. W drodze powrotnej chcielibysmy jechac przez Karakorum Highway, Pakistando Iranu. Niestety, Pakistanczycy wymagaja okazania wizy pracowniczej do Tajlandii, a Iranczycy upieraja sie, ze bez zaproszenia nie ma mowy o wjezdzie do ich kraju. To ciekawe, bo w Polsce takich wymagan nikt nie stawia. Nasze starania spelzly wiec na niczym. Za to zwiedzilsmy dzielnice arabska i zjedlismy kebaba:) Na wieczor zostawilismy sobie Chinatown, dokad doplynelismy tramwajem wodnym. W Bangkoku bardzo podoba nam sie to, ze mimo, ze jest bardzo rozlegly, latwo sie po nim poruszac. Do wyboru sa autobusy ( tradycyjne, z otwarymi oknami i klimatyzowane - drozsze), skytrain, czyli kolejka naziemna, metro i wspomniany tramwaj. Przejazdzka po rzece jest chyba najprzyjemniejsza opcja.
Poza tym, najwazniejsze zabytki polozone sa blisko Khao San i mozna sie do nich przejsc. Wszedzie sa szerokie chodniki, a nie waskie, zakurzone pobocze, jak w indonezyjskich miastach. Nie pamietam, kiedy ostatnio spacerowalismy z taka przyjemnoscia! Palac krolewski jest ogromny. Sklada sie z kilku budynkow, do ktorych jednak poza sala tronowa nie mozna wchodzic.Przylegajaca do palacu swiatynia jest bogato zdobiona zlotem i szlachetnymi kamieniami.