Mandalay to drugie najwieksze miasto Birmy, dawna XIX wieczna stolica kraju. Glowna atrakcja miasta jest ogromny plac krolewski, ktorego my jednak postanowlismy n ie odwiedzac, ze wzgledu ze do odbudowy palacu junta rzadzaca uzyla glownie robotnikow przymusowych. Oprocz wyzutow sumienia oszczedzilo nam to rowniez po 10 dolarow, ktore poszlyby na konta birmanskich generalow...
Na szczescie pozostale glowne atrakcje miasta mozna zwiedzic za darmo. Naleza do nich (niespodzianka): klasztory, stupy, pagody oraz posagi buddy. Piekne i ciekawe, ale ogladanie tego typu obiektow po raz dziesiaty, setny nie robi juz takiego wrazenia. Nie bedziemy wiec juz ich po kolei opisywac. Wybralismy sie rowniez za miasto obejrzec jeden z najdluzszych drewnianych mostow na swiecie.
Wieksza atrakcja dla nas bylo zaproszenie nas na lekcje angielskiego przez napotkanego przypadkiem buddyjskiego mnicha. Mielismy dzieki temu okazje porozmawiac z grupa okolo 30 mnichow, ktorzy ucza sie jezyka wprawdzie dopiero od 2-3 miesiecy, ale za to po 10 godzin dziennie. Byli niezwykle ciekawi nas i zadawali mnostwo pytan: o nasze wrazenia z Birmy, roznice pomiedzy Europa a Birma, o hobby, pilke nozna itd... Nawet o nasze wyznanie i trzeba przyznac, ze z godnoscia przelkneli nasz ateizm - koncept malo w Azji przeciez popularny. Co do hobby, to powiedzielismy ze podrozowanie, co spotkalo sie z uznaniem i stwierdzneniem, ze dzieki temu na pewno wiele sie nauczymy.