Podroz pociagiem w Chinach to rzecz latwa i przyjemna (choc wczesniej
trzeba odstac swoje w kolejce po bilet). I zdecydowanie najlepszy
sposob na pokonywanie duzych dystansow. My decydujemy sie zwykle na
przejazd w otwartym przedziale, w ktorym znajduja sie rzedy
trzypietrowych lozek. Placi sie mniej niz za podroz w oddzielnych,
zamknietych kabinach. Poza tym w takim otwartym wagonie mozna do woli
przygladac sie wspolpasazerom.
Na sniadanie, obiad i kolacje Chinczycy zjadaja kubelek z chinska
zupka, a w przerwach popija zielona herbate z plastikowego bidona,
ktora zaparzaja kilka razy. W tutejszych pociagach, podobnie jak w
rosyjskich, w kazdym wagonie znajduje sie wielki samowar z wrzatkiem,
z ktorego mozna korzystac bez ograniczen. Czas w pociagu mija glownie
na patrzeniu sie przez okno, spaniu i czytaniu. Ale sa tez tacy,
ktorzy umilaja sobie (i innym) podroz spiewajac na glos piosenki
zaslyszane w pociagowym radiu lub na przyklad: obcinaja i piluja sobie
paznokcie (rowniez u nog!), a po "zabiegu" zrzucaja wszystko na podloge. yyyy.
Na osobna wzmianke zasluguja naszym zdaniem tabliczki zamontowane
w pociagach z komunikatami tlumaczonymi na Chinglish (czyli: angielski
w chinskiej interpretacji).
W pociagu z Kaszgaru do Urumczi, ktorym jechalismy dobe
zaprzyjaznilismy sie z trojka dzieci. Szczegolnie polubil nas maly
ujgurski chlopiec, ktory duzo z nami rozmawial (on po ujgursku, my po
polsku) i bez przerwy robil nam zdjecia komorka mamy. Swoja
droga, telefony z wbudowanymi aparatami to jeden z lepszych wynalazkow,
szczegolnie w krajach, gdzie nielicznych stac na sprzet fotograficzny.
To bardzo fajne uczucie, kiedy nie tylko my fotografujemy, ale i inni
moga zrobic nam zdjecie.