"Esfahan nesf-e jahan" czyli Esfahan to pół świata. To stare perskie przysłowie, które opisuje piękno tego miasta. Irańczycy są przekonani, że jeśli ktoś był w Esfahanie, to tak jakby widział już pół świata. Musimy przyznać, że coś w tym jest...
Esfahan to na pewno najpiękniejsze w Iranie zabytki: meczety, pałace, parki, mosty, a nawet kościoły. Miasto jest przepiękne, a na zobaczenie wszystkich jego atrakcji potrzeba około tygodnia. My trochę sobie odpuściliśmy - większość zabytków widzieliśmy już w trakcie poprzednich wizyt. Z tego względu najwięcej czasu postanowiliśmy spędzić leniwie spacerując po naszych ulubionych miejscach. Wybraliśmy się też na zakupy. Z racji bliskości domu, w Iranie zaczęliśmy intensywnie gromadzić pamiątki (wcześniej nie chciało nam się tego dźwigać). Ja kupiłem sobie również porządny słownik do perskiego.
Większość zabytków Esfahanu pochodzi z okresu panowania dynastii Safawidów, kiedy to miasto pełniło funkcję stolicy Persji (XVI-XVIII w.). Oprócz wspaniałej architektury islamu zaczęły powstawać wtedy w Esfahanie również liczne kościoły ormiańskie. Do dziś w dzielnicy ormiańskiej (Dżolfa) stoi ich przynajmniej 10. Co ciekawe Dżolfa, to obecnie jedna z najmodniejszych dzielnic miasta, gdzie zamożna młodzież wybiera się na lans do odjechanych kawiarni.
W Esfahanie mieliśmy niebywałe szczęście spotkać trzy osoby należące do różnych mniejszości religijnych. Najpierw zagadał nas Żyd - właściciel sklepu z tkaninami. Próbowaliśmy go podpytać o sytuację Żydów w Iranie, powiedział, że w Esfahanie jest ich mało (około 800, z około 15 000 w całym kraju), najwięcej natomiast w Szirazie. Mimo to działa w mieście jedna synagoga, której niestety nie udało nam się odwiedzić... On ogólnie był zadowolony z sytuacji mniejszości żydowskiej w Iranie, chociaż nie był wylewny na ten temat.
Z kolei w trakcie spaceru po dzielnicy ormiańskiej zaczepiła nas Ormianka, która dużo i chętnie mówiła o sytuacji Ormian, którzy wg niej są dyskryminowani przez władze i muzułmańską większość. Narzekała, że wszyscy jej muzułmańscy sąsiedzi otrzymują dużą pomoc od władz przede wszystkim przeznaczoną na renowacje domów, podczas, gdy ona i inni Ormianie mieszkają w strasznych warunkach. Pani była przemiła, złapała dla nas autobus i poprosiła pana kierowcę, żeby "nie brał żadnych pieniędzy od tych przemiłych młodych ludzi"...
Innym razem zagadała nas wyznawczyni bahaizmu. Bahaici, w odróżnieniu od żydów i chrześcijan, którzy są uznawani za "ludy księgi" i których prawa, a nawet miejsca w parlamencie, gwarantuje konstytucja, uznawani są w Iranie za heretyków. Duchowni muzułmańscy nigdy nie uznali bahaizmu, który jest religią synkretyczną wywodzącą się z islamu, za pełnoprawną religię. W Iranie uważa się ich za odstępców od wiary, przez co nie mają praw, które zagwarantowane są wyznawcom innych religii. Nie mogą na przykład podejmować studiów na uniwersytetach. Pani, która nas zaczepiła, bardzo narzekała na swoją sytuację i powiedziała nam, że spośród jej 11 dzieci, żadne nie mieszka już w Iranie. Wszystkie wyjechały, ze względu na dyskryminację na tle religijnym. Nie zdążyliśmy z nią dłużej pogadać, ponieważ jak tylko zaczęliśmy rozmawiać, pewien przechodzień usłyszawszy, że mówię po persku zapragnął się ze mną "zaprzyjaźnić" i nam przerwał. Pani bahaistka sobie poszła niestety, ponieważ ze zrozumiałych względów nie chciała ujawniać swojej wiary przed osobami trzecimi. Przyjacielskość Irańczyków ma też swoje złe strony...
Swoją drogą spotkań i rozmów z Irańczykami odbyliśmy na tyle dużo, że opiszemy to w osobnym wpisie.