Urumczi to stolica Xinjiang, czyli Ujgurskiego Regionu Autonomicznego, jednej z nielicznych prowincji, w ktorej Chiczycy-Hanowie nie stanowia wiekszosci. Z 20 mln mieszkancow Ujgurzy stanowia 9mln, a pozostale mniejszosci jeszcze przynajmniej 2-3mln. To dane, na ktore natrafilismy w muzeum regionu w Urumczi, w ktorym znajduja sie ciekawe ekspozycje dotyczace glownych grup etnicznych zamieszkujacych prowincje (Ujgurzy, Kazachowie, Tadzycy, Hui, Manczu z tych, ktore pamietam). Relacje z Hanami nie sa najlepsze. W zeszlym roku doszlo w Urumczi do krwawych zamieszek na tle etnicznym i od tego czasu w calej (ogromnej!!!) prowincji nie ma w ogole internetu!!! Nigdzie, ani w kafejkach, ani w hostelach, ani w domach...!!! Z tego tez wzgledu nie pisalismy przez pierwsze dni pobytu w Chinach.
W Urumczi wiekszosc napisow w przestrzeni publicznej jest dwujezyczna (po chinsku i ujgursku). Ujgurski zapisywany jest alfabetem arabskim, co czasami (dzieki znajomosci perskiego) ulatwialo nam rozpoznawanie chociazby niektorych nazw wlasnych:)
Samo miasto nie jest zbyt ciekawe i poza wspominianym muzeum nic szczegolnego nie zwiedzilismy. Z tego wzgledu postanowilismy jak najszybciej udac sie w glab kraju, do Jiayuguan, gdzie mielismy nadzieje zobaczyc jeden z najdalej wysunietych na zachod fragmentow chinskiego muru. Pierwsze kupwanie biletow w Chinach poszlo bezproblemowo, poniewaz pani w kasie mowila po angielsku:) (ciekawe czy w Poznaniu chociaz jedna pani tak mowi?), natomiast samo wejscie na peron jest ciekawym przezyciem. Zeby dostac sie na kazdy dworzec, najpierw trzeba przeskanowac bagaze (tak tez bylo i w Urumczi). Potem musielismy znalezc wlasciwe pietro i korytarz, zeby wyjsc na nasz peron. Troche jak na lotnisku, gdzie trzba wyjsc wlasciwym rekawem do konkretnego samolotu. W porownaniu z Polska kosmos...
wrzucilismy kilka zdjec do poprzedniego wpisu z Urumczi:)