W koncu zrobilo sie cieplej. Na razie bez szalu - jakies + 7 stopni, ale zawsze cos.
W koncu pojawili sie backpackersi. Zatrzymalismy sie w hostelu polecanym przez jedyny sluszny przewodnik i od razu zaroilo sie od turystow:)
Trzeba przyznac, ze przeprawa przez gory dala nam niezle w kosc, wiec w Chengdu, stolicy Syczuanu, spedzilismy leniwe dwa dni. Zrobilismy generalne pranie, delektowalismy sie miejscowymi smakolykami (grilowane warzywa!), a wieczorami ogladalismy filmy na dvd - w hostelu byla swietnie zaopatrzona filmoteka ;)
Na zdjeciach kilka ujec ze spaceru po miescie.
Ruch uliczny, jak wszedzie na wschodzie, jest chaotyczny i chwile zajelo nam uzmyslownienie sobie, ze zielone swiatlo i pasy nie gwarantuja bezpieczenstwa przy przechodzeniu przez jezdnie.
Oaza spokoju, przynajmniej wzglednego, sa za to parki. Chinczycy przychodza tu po to, aby wspolnie spedzic czas: tancza, spiewaja i muzykuja, graja w szachy, puszczaja latawce. Rano i wieczorem mozna spotkac wiele starszych osob, ktore rozciagaja sie na specjalnych przyrzadach lub cwicza tai chi.
Mamy problem z zaladowaniem zdjec (net wolno dziala). Bedziemy jeszcze probowac.