Kolejnym punktem na naszej trasie bylo, slynace z tradycyjnej architektury, miasteczko Jianshui. Miejsce faktycznie bardzo przyjemne i inne niz wiekszosc miast, ktore widzielismy dotychczas. Niestety, dynamiczny rozwoj kraju sprawil, ze w Chinach zachowalo sie bardzo niewiele starej architektury miejskiej. Podobno jeszcze do niedawna w wielu miastach masowo wyburzano stare dzielnice, azeby w ich miejsce budowac nowe. Jianshui jest jednym z miast, ktore przetrwaly w duzej mierze nieznaruszone.
Oprocz podziwiania architektury spotkalismy tez pare mloda, ktorej znajomi i krewni wlasnie skladali zyczenia. Para mloda (widzielismy to juz po raz drugi) czestowala wszystkich przechodniow (takze nas) znajdujacymi sie na sporej misie cukierkami i papierosami. Zastanawiamy sie co to ma symbolizowac: zdrowie i dostatek...?
Niestety mielismy tylko jedno krotkie popoludnie na podziwianie Jianshui, poniewaz nastepnego dnia czekala nas jeszcze dluga podroz gorska droga na tarasy ryzowe. Znajac juz dobrze chinskie, gorskie drogi postanowilismy wyruszyc wczesnie...
Przeczucia nas nie zawiodly, droga byla kreta, waska i miejscami pozbawiona asfaltu. Ponadto, musielismy w dwoch miejscach zmieniac busy, wiec pokonanie okolo 100 kilometrow zajelo nam pol dnia. Nie byl to jednak czas zmarnowany, poniewaz wraz z kierowca i pasazerami jednego z minibusow zjedlismy pyszny obiad po drodze. Bylo to o tyle ciekawe, ze po raz pierwszy mielismy okazje zjesc posilek w wiekszym gronie razem z miejscowymi (jak dotad zawsze praktycznie jadalismy we dwojke). Nasz obiad skladal sie z rozmaitych dan, podanych na wspolnych talerzach. Jedynie ryz kazdy nakladal sobie do wspolnej miseczki.